... w połowie za mną... Razi fluorescencyjną barwą niespełnionych pragnień... Mrużę oczy dostrzegając paletę kolorów... Pełna akceptacja nadeszła ze strony mojej głowy jednak wizualnie nie budzi zachwytu u każdego z bliskich... Obwisła cielesność brzucha przypomina o dojrzałym macierzyństwie motywując samozaparcie oraz dążenie do wyrzeźbienia ciała... Pomimo wszystko kształty pozostały nienaruszone i pełne piękna... Z pewną nieśmiałością dopuszczam do siebie myśl bycia obiektem westchnień setek... Być może dlatego czasami uwielbiam ukryć się pod burką utkaną z brzydoty oraz niedoskonałości wręcz z pogranicza zaniedbania... Nadal jednak kocham zapachy i kolory oraz fantazyjną biżuterię...
Chwilowe rozważania nad przyziemnością przerwało zderzenie biegnącej Majki z Elizą niosącą arbuza na szklanym talerzu. Dźwięk tłuczonego szkła oraz rozpaczliwy płacz dziecka wyrwały mnie z odrętwienia oraz samolubnych myśli... Talarz rozprysł się upuszczony na lastrikową posadzkę, a z arbuza została czerwona papka... Pobiegłam jak oparzona w kierunku korytarza... Talerz o milimetry minął oko Majki... skończyło się na lekkim przecięciu powieki... O Losie !... Dobrze że nie gorzej... Dziękuję... Nadal cała się trzęsę... Maja zasnęła...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz